Krośnieński „Ekolot” przez prawie 30 lat funkcjonował jako jedyny seryjny producent ultralekkich samolotów w kraju. Teraz firma założona jeszcze w 1995 roku musi zamknąć swe podwoje i jak twierdzi założyciel firmy Pan Henryk Słowik, winne nie są ani problemy technologiczne, ani brak klientów, a biurokracja. Przez opieszałość urzędu firma upadła. Poniżej informacje o firmie, oraz dlaczego musiała zostać zamknięta.
Historia Ekolotu
Ekolot został założony w 1995 roku z pasji jej twórcy do maszyn latających. Główna siedziba firmy mieści się w Krośnie, a produkcja odbywała się w Korczynie. Od samego początku firma specjalizowała się w projektowaniu i produkcji ultralekkich samolotów – początkowo motolotni, a potem pełnoprawnych, lekkich samolotów napędzanych silnikami spalinowymi. Dzięki modelom takim jak KR-030 Topaz i JK-05L Junior, Ekolot zyskał międzynarodową renomę, a jego maszyny były popularne wśród pilotów rekreacyjnych w Polsce, Niemczech, Czechach oraz innych krajach Unii Europejskiej.
Z danych udostępnionych przez producenta wynika, że firma dostarczyła niemal 300 samolotów. Ekolot nie był dużym przedsiębiorstwem przemysłowym – była to firma rodzinna, składająca się z pasjonatów i ekspertów, którzy przez lata łączyli rzemiosło z precyzyjną technologią. Choć obroty firmy nie były ogromne, zapewniały jej stabilność – zatrudniała kilkanaście osób i regularnie płaciła znaczne kwoty na podatki oraz składki ZUS.
Biurokratyczna Hekatomba: Jak cła, wydłużony proces certyfikacji i brak reakcji państwa zaczęły „zabijać” Ekolot
W marcu 2025 roku uczestnicy konferencji Polskiego Forum Lotniczego w Warszawie dowiedzieli się o trudnej sytuacji Ekolotu. To wtedy odczytano list otwarty Henryka Słowika do premiera Donalda Tuska, w którym opisał on przyczyny stopniowego upadku firmy. Z relacji opublikowanej przez Interię wynika, że przedsiębiorca obwinia o problemy Ekolotu dwa urzędy: Urząd Lotnictwa Cywilnego (ULC) oraz Urząd Celno-Skarbowy w Przemyślu.
Słowik twierdzi, że to działania tych instytucji, a raczej ich brak, doprowadziły firmę na skraj upadku. Główne zarzuty to opóźnianie certyfikacji nowego modelu samolotu Topaz 600 przez ULC oraz nałożenie 125-procentowego cła antydumpingowego na materiał importowany z Chin, który od lat był wykorzystywany do produkcji samolotów.
Właściciel Ekolotu wyjaśnia, że przez 15 lat importował ten sam materiał z Chin, który był niezbędny do produkcji skrzydeł i kadłubów, bez żadnych problemów celnych. Materiału tego nie dało się kupić w Unii Europejskiej, więc nie było alternatywy. Przez wiele lat urząd celny akceptował jego klasyfikację i nie nakładał dodatkowych opłat. Sytuacja zmieniła się nagle, jak twierdzi Słowik, wskutek „błędu pracownika laboratorium”, który zmienił klasyfikację towaru, przez co został on objęty wspomnianym cłem.
– Konto zajął mi Urząd Skarbowy, nastąpiła egzekucja środków. Złożyłem odwołanie i czekam na jego rozpatrzenie – mówił w rozmowie z Interią.
-wspominał Pan Henryk
Ekolot starał się uratować sytuację, składając wniosek o tzw. procedurę uszlachetnienia towaru, która umożliwiłaby uniknięcie cła, ponieważ samoloty miały być wysyłane poza Unię Europejską. Niestety, urząd nie tylko odrzucił wniosek, ale także nałożył cło wstecz, obejmujące nawet dwa lub trzy minione lata. Dla małej firmy była to decyzja, która praktycznie oznaczała jej koniec.
Opieszała biurokracja – lata na certyfikację
Kolejny problem dotyczył nowego modelu samolotu – Topaz 600. Jest to maszyna o większej masie startowej (600 kg), zaprojektowana z myślą o wymaganiach klientów europejskich. Przedsiębiorca liczył na szybki proces certyfikacji, ponieważ konstrukcja Topaza 600 była niemal identyczna z wcześniejszym modelem Topaz 450, który już uzyskał wszystkie potrzebne dokumenty.
Zacząłem produkcję, mając zamówienia. Myślałem, że zanim samoloty będą gotowe, uzyskam papiery. Ale certyfikacja trwa już kilkanaście miesięcy. Klienci pytają, dlaczego nie mogę zarejestrować samolotu, a ja nie mam odpowiedzi. Nie mam też pieniędzy, bo nikt nie zapłaci za produkt bez certyfikatu.
-kontynuował Pan Słowik
Urząd Lotnictwa Cywilnego odpiera te zarzuty, tłumacząc, że procedura certyfikacji trwa od grudnia 2023 roku i jest już na finiszu. Podkreśla również, że jedna z części konstrukcyjnych nie przeszła testów wytrzymałościowych, co wymagało jej wzmocnienia. Dodatkowo, urząd zauważa, że czas certyfikacji w Polsce i tak jest krótszy niż w innych krajach, na przykład w Czechach, gdzie podobny proces trwał nawet 7 lat.
List otwarty do premiera Tuska
Pan Henryk Słowik nie poprzestał na próbach kontaktów z urzędami. Zdecydował się na mocny krok i napisał list otwarty do premiera RP Donalda Tuska. Napisał w nim między innymi:
„Przecież obiecał pan, panie premierze, że już nigdy żaden urzędnik nie doprowadzi do bankructwa polskiej firmy. Nie dotrzymał pan słowa.”
Słowik przyznaje, że nie liczy na to, że premier osobiście zapozna się z jego apelem. Chce jednak zwrócić uwagę na to, że system nie funkcjonuje prawidłowo – w Polsce urzędnik może bez konsekwencji zniszczyć przedsiębiorcę, mimo zapewnień polityków.
Nie chodzi mi o złą wolę, nie winię ludzi. Winię system. On pozwala, by urząd prowadził postępowanie miesiącami, podczas gdy ja nie mogę tyle czekać. Mam pracowników, ZUS, podatki. Wytrzymam trzy miesiące bez dochodu, ale nie dwanaście
-mówił Pan Henryk
Odpowiedź urzędów: „Działamy zgodnie z przepisami”
Urząd Lotnictwa Cywilnego w odpowiedzi na zarzuty wydał oświadczenie, w którym odrzuca oskarżenia. Według rzeczniczki ULC, Marty Chylińskiej:
Certyfikacja prowadzona była zgodnie z przepisami, proces jest czasochłonny, ale obiektywny. Czas zależy od wyników prób technicznych oraz kompletności dokumentacji składanej przez wnioskodawcę.
W podobnym tonie wypowiedziała się także Rzeszowska Izba Administracji Skarbowej, która powołała się na tajemnicę skarbową i odmówiła komentarza w sprawie konkretnej firmy.
4 kwietnia Ekolot w końcu otrzymał pożądany certyfikat dla Topaza 600. Jednak, jak zauważa Henryk Słowik, jest już za późno. Firma zakończyła produkcję, część pracowników została zwolniona, a nieruchomości wystawiono na wynajem. Przedsiębiorca ma nadzieję, że ktoś przejmie część działalności, ale Ekolot, jako firma produkcyjna, już przestaje istnieć.
Sprawa Ekolotu to coś więcej niż tylko dramat jednej firmy. To test dla państwa. Czy system potrafi chronić przedsiębiorców, czy tylko ich kontrolować? Czy urzędnicy dostrzegają różnicę między wielkim koncernem a lokalnym producentem? I wreszcie – czy zapowiedzi premiera o wsparciu dla polskiego biznesu mają jakiekolwiek odzwierciedlenie w rzeczywistości?
Z perspektywy Pana Henryka, odpowiedź jest jasna: “System nie działa”. A dla państwa – to cichy sygnał alarmowy. Bo kiedy zamyka się jedyny producent ultralekkich samolotów w Polsce, przegrywamy wszyscy – jako gospodarka, jako podatnicy, jako obywatele.
Potrzeba patriotyzmu ekonomicznego, oraz solidarności przedsiębiorców
Historia Ekolotu to ważny sygnał ostrzegawczy. To nie tylko kwestia jednej firmy, która po wielu latach działalności upada przez decyzje urzędnicze. To także obraz braku rzeczywistego patriotyzmu ekonomicznego w Polsce – rozumianego nie jako puste hasło, ale jako konkretne działania na rzecz rodzimych firm, technologii i ludzi.
Polscy przedsiębiorcy często zostają sami w walce o przetrwanie. Rynek nie wybacza błędów, a kiedy na drodze pojawia się biurokratyczna bariera, o równe szanse staje się coraz trudniej. Państwo powinno wspierać swoich producentów – nie poprzez przywileje, ale przez sprawiedliwe, szybkie i efektywne procedury. Niestety, obecnie system często stanowi największą przeszkodę.
Dlatego niezbędna jest większa solidarność wśród przedsiębiorców. Potrzebny jest silny głos środowiska biznesowego, które będzie walczyć o równe traktowanie, transparentność i odpowiedzialność ze strony urzędów. Izolowane przypadki, takie jak Ekolot, nie mogą zostać zapomniane. Powinny one jednoczyć, a nie dzielić. Bo dzisiaj to Krośno, a jutro może to być inny region czy branża.
Patriotyzm gospodarczy to nie tylko kupowanie polskich produktów. To także tworzenie systemu, który wspiera rodzimych przedsiębiorców, a nie ich tłamsi. Jeśli chcemy mieć silną gospodarkę, musimy zacząć od podstaw – szacunku dla tych, którzy ją budują.

