W opiece nad bezdomnymi, czy tzw wolnożyjącymi kotami bezwzględnie najważniejsza jest ich kastracja. To jedyny sposób na skuteczną walkę z kocią bezdomnością. Bo to trzeba powiedzieć jasno. Kot, który żyje poza domem człowieka to kot domowy bezdomny. Nawet, jeżeli urodził się na działkach, nawet jeżeli unika człowieka, jest niezsocjalizowany, popularnie (błędnie) mówiąc “dziki”, nadal jest zwierzęciem domowym.
W idealnym świecie, każdy kot miałby swój dom i swojego człowieka, albo mieszkałby w dobrze zorganizowanym schronisku, czy azylu, gdzie miałby opiekę i odpowiednie warunki do godnego życia. Ale świat nie jest idealny, koty bezdomne są i będą. Jednak nie powinno być przyzwolenia na kocią bezdomność, zwłaszcza wśród przedstawicieli organizacji, które w swoich celach mają opiekę nad bezdomnymi kotami. A niestety takie przyzwolenie w naszym społeczeństwie jest, a ofiarami tego przyzwolenia są koty, które zamiast bezdomnymi, nazywane są osiedlowymi, parkowymi, miejskimi itd. Tym sposobem, kocia bezdomność usankcjonowana jest również w ustawie o ochronie zwierząt, która niestety daje pole do interpretacji jej na niekorzyść kotów.
Kot jest takim samym zwierzęciem domowym jak pies, czy papuga, a z niewiadomego powodu jego bezdomność jest społecznie akceptowana i w efekcie tego stworzył się w świadomości ludzi koncept “kota domowego wolnożyjącego”. Jeżeli zastanowić się nad tym, to nawet z punktu widzenia językowego, brzmi to co najmniej dziwnie. No ale przecież “zawsze tak było”. Tak, to ulubiony argument ludzi, którzy nie chcą albo nie potrafią wyobrazić sobie, że z przestrzeni publicznej koty mogłyby zniknąć. A do tego właśnie powinniśmy, jako miłośnicy tych zwierząt dążyć. No ale skoro nawet organizacje “prozwierzęce” przyzwalają na kocią bezdomność oraz na wypuszczanie bez nadzoru zwierząt właścicielskich, to jeszcze bardzo długo nic się nie zmieni. Bo ludzie zamiast edukacji, dostają przekaz: “ten kot domowy jest dziki i nie nadaje się do schroniska” albo “opiekun ma prawo wypuszczać kota samopas, bo ustawa tego nie zabrania”. Czy zabrania, czy nie to już zależy od interpretacji danego paragrafu, ale już pomijając to, czy wyobrażacie sobie, organizację powołaną do zwalczania problemu nadużywania alkoholu, która publicznie głosi, że ludzie mogą pić ile chcą, bo prawo nie zabrania? Nie do przyjęcia, prawda? To dlaczego organizacje działające na rzecz ochrony zwierząt przyzwalają opiekunom na nieodpowiedni sposób opieki nad nimi?
Jak już ustaliliśmy, problem kociej bezdomności jest i niestety, przy takim poziomie społecznej świadomości i braku edukacji, będzie jeszcze długo. Trzeba się więc zastanowić, jak te zwierzaki wspierać, jeżeli nie ma możliwości znalezienia im domu. Pierwsze co przychodzi do głowy to dokarmianie. I słusznie, tylko ważne, żeby tym dokarmianiem nie szkodzić ani kotom ani otoczeniu. Jednym z naczelnych argumentów obrońców kociej bezdomności jest: “jak nie będzie kotów, zjedzą nas szczury”. Może nas i kiedyś zjedzą. Po pierwsze dlatego, że badania potwierdzają, że koty na szczury nie polują, a po drugie, to my sami zapraszamy szczury na nasze osiedla. Kot domowy (również ten osiedlowy, klatkowy, parkowy, miejski itp) to zwierzę mięsożerne. Myślicie, że jak bezdomny kot jest głodny to zje cokolwiek? No niezupełnie. Prędzej upoluje sobie ptaka, niż zje śmieci, które ktoś wrzucił do miski dla bezdomniaków. Serio! Kot to nie śmietnik, który zutylizuje Wasze resztki z obiadu. Już pominę to, że przyprawione mięso może kotu zaszkodzić, a kość może go nawet zabić. Ale naprawdę ktoś uważa, że wyrzucanie pod blokiem resztek ziemniaków, zupy, chleba, starej wędliny, czy nawet ugotowanego specjalnie dla kotów ryżu to jest dokarmianie? Tak, to jest dokarmianie. Szczurów i gołębi, na które wszyscy tak narzekamy. Nie rzucaj też bezmyślnie surowego mięsa, jeżeli nie masz pewności, że koty od razu je zjedzą. Mięso dość szybko zepsuje się i nie będzie już odpowiednie dla kotów, szczury pewnie nie pogardzą. Na osiedlu, gdzie koty, w sposób odpowiedni, dokarmia sporo osób, bezdomniaki nie będą zdesperowane tak, żeby jeść resztki “niewiadomoczego”. Za to szczury zawsze chętnie skorzystają z takiej stołówki, szczególnie że jak już wspominałam, nie mają powodów, żeby obawiać się wejścia na “kocie terytorium”. Po co więc ludzie wyrzucają resztki jedzenia, mówiąc, że to dla biednych, głodnych kotów? Część z nich pewnie myśli, że robi dobry uczynek i tu odzywa się brak edukacji. Część osób, chce w sposób “etyczny” pozbyć się odpadków, bo przecież “wyrzucanie jedzenia to grzech, a tak to może kotek zje”. No właśnie nie zje. Przylecą za to gołębie, którym zresztą również resztki ludzkiego jedzenia szkodą, a potem będzie narzekanie, że ptaki brudzą balkony, chodniki, ławki. Skoro jedzą, to brudzą, a skoro je dokarmiamy, to przylatują.
Chcesz dokarmiać bezdomne koty a nie masz pieniędzy na dobrą karmę? Zwróć się do urzędu gminy, oni mają obowiązek dbania o bezdomne koty i powinni wesprzeć osoby, które to robią. Są też inne opcje, może zorganizuj wśród znajomych, sąsiadów zbiórkę i wspólnie pomagajcie zwierzakom, może zwróć się do organizacji pozarządowej, która wesprze Cię karmą. Albo zapytaj w sklepie zoologicznym, oni mają kontakty do osób, które mogą pomóc w pozyskaniu karmy. Sposobów na pomoc bezdomniakom jest mnóstwo. Musisz sobie tylko odpowiedzieć na pytanie, czy chcesz naprawdę mądrze pomagać bezdomnym kotom, czy tylko zaspokoić swoje sumienie “coś” im rzucając.
Podsumowując. Kot to zwierzę mięsożerne. Żeby żyć długo, w dobrym zdrowiu potrzebuje wysokomięsnej KOCIEJ karmy, najlepiej mokrej, która będzie odpowiednio zbilansowana. Tak, taka karma to wydatek. Dlatego warto łączyć siły i pomagać “grupowo”. Zamiast kupować najtańsze saszetki, warto kupić karmę “hurtowo” i w dużych puszkach, wtedy w podobnej cenie mamy karmę o wiele lepszej jakości. Dobrze jest pomagać we współpracy z wolontariuszami organizacji, albo osobami doświadczonymi w opiece nad kotami, które mają wiedzę i dopilnują na przykład tego, że należy zadbać o podanie kotom środków na pasaożyty, czy w razie potrzeby zabrać do weterynarza. Współpraca jest bardzo ważna, bo “karmiciel” może nie mieć dostatecznej wiedzy, jak pomóc kotu ale ma często jego zaufanie i może pomóc np. w wyłapaniu. No i najważniejsze, tabletki hormonalne to nie jest rozwiązanie. Kastracja jest jedynym skutecznym sposobem na rozwiązywanie dramatu kociej bezdomności. No i edukacja. Trzeba tłumaczyć niewiedzącym i przekonywać nieprzekonanych, że kastracja nie jest robieniem kotom krzywdy, jest ratowaniem i zapobieganiem krzywdzie. A powtarzanie szkodliwych dla kotów mitów, że kot poluje na szczury, że kotka powinna mieć co najmniej raz młode, że koty “wolnożyjące” to norma, jest często nieświadomym pogłębianiem problemu. Bo pomagać warto, ale warto pomagać mądrze.
Gaba Pawłowska